Przez czas i przestrzeń podróżuję, do mych przeszłych dni
By ze starszymi zacnej rasy, usiąść na uboczu świata
I posłuchać o dniach, które - nam rozświetli Prawda
Ich mowa skrzy się śpiewnym wdziękiem, kojącym moje uszy
Choć z prostych słów ich, ja żadnego, nie umiałbym powtórzyć
To lot w przestworzach, skarbie... mamo…to się mi nie zdaje…
To lot w przestworzach, skarbie... mamo …to się mi nie zdaje…
Od żaru, który bije z nieba, wszystko brązowej jest tu barwy
Przez piasek się przebijam wzrokiem, oczyma dookoła wodzę
Wśród pustki tej próbując własne odkryć ślady
Och, jeźdźcy burz tak nieistotnych, jak myśli podczas snu
Na drogę wejdźcie, która wiedzie do tych żółtych strug
To Shangri–la moja pustynna, wrócę tu niechybnie
Jak pył czerwcowym wiatrem, niesiony nad Kaszmirem
Ojcze czterech wichrów, dmij w me żagle, gdy przez ocean lat
Nagie swe oblicze mając za jedyną tarczę, żegluję pośród raf
Kiedy jestem w drodze, w tej mojej podróży
Kiedy widzę, kiedy widzę, wszystkie twarze
ludzi….
Ooh, yeah-yeah, ooh, yeah-yeah, w trudny czas...
Ooh, yeah-yeah, ooh, yeah-yeah, trudny dla mnie czas
Ooh, maleńka, oooh, maleńka, chciałbym zabrać ciebie tam
Chciałbym zabrać ciebie tam
Chciałbym zabrać ciebie tam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz