środa, 31 stycznia 2018

PRAWDA CZASÓW

BRAK OPORU JEST KLUCZEM......

Brak oporu jest kluczem do         najpotężniejszej siły   we Wszechświecie



„Najważniejszym i najbardziej podstawowym w twoim życiu jest twój związek z Teraz albo raczej z każdą formą, jaką przybiera Teraz, czyli z tym, co jest i co się dzieje. Jeżeli związek ten jest dysfunkcyjny, zaburzenie to odzwierciedli się w każdym innym związku i sytuacji, z jaką się spotkasz. Ego można by prosto zdefiniować jako dysfunkcyjny związek z chwilą teraźniejszą. To właśnie w danej chwili możesz decydować, jakiego rodzaju chcesz mieć do niej stosunek.
Jeżeli osiągnąłeś pewien stopień świadomości, możesz decydować o swoim stosunku do chwili obecnej. Czy chcę, by chwila teraźniejsza była moim przyjacielem, czy wrogiem? Chwili tej nie można oddzielić od życia, więc tak naprawdę decydujesz o tym, jaką relację chcesz mieć z życiem. Gdy postanowisz, że chwila teraźniejsza będzie twoim przyjacielem, pierwszy krok należy do ciebie: bądź dla niej życzliwy, witaj ją serdecznie bez względu na to, w jakim przyjdzie przebraniu, a już niebawem zobaczysz rezultaty. Oto życie staje się dla ciebie przyjazne, ludzie są pomocni, okoliczności ci sprzyjają. Jedna decyzja zmieniła całą twoją rzeczywistość. Lecz tę jedną decyzję musisz podejmować wciąż na nowo – dopóki taki sposób życia nie stanie się dla ciebie czymś naturalnym.
Decyzja, by uczynić chwilę teraźniejszą swoim przyjacielem, to kres ego. Ono nigdy nie może zestroić się z chwilą obecną, czyli z samym życiem, ponieważ w jego naturze tkwi ignorowanie, stawianie oporu czy dewaluowanie Teraz. Czas to coś, dzięki czemu ego żyje. Im ego jest silniejsze, tym większą władzę nad twoim życiem ma czas. Wtedy każda myśl w twojej głowie koncentruje się na przeszłości lub przyszłości, a twoje poczucie własnego ja zależy od przeszłości, jeśli chodzi o twoją tożsamość, i od przyszłości, jeśli chodzi o zaspokajanie potrzeb ego.
Dla ego chwila teraźniejsza jest w najlepszym razie pożyteczna jako środek do celu. Zabiera cię ono gdzieś w przyszłość do punktu, który uważa za ważniejszy, nawet jeśli ta przyszłość nigdy nie pojawi się inaczej jak tylko w formie chwili teraźniejszej, a zatem nie jest niczym więcej niż myślą w twojej głowie. Mówiąc inaczej, nigdy nie jesteś całkowicie tutaj, ponieważ zawsze bardzo starasz się dotrzeć gdzie indziej.
Gdy schemat ten staje się wyraźniejszy, a jest to bardzo powszechne, chwilę teraźniejszą traktuje się tak, jak gdyby była przeszkodą, którą należy pokonać. Wtedy rodzi się niecierpliwość, frustracja i stres, a w naszej kulturze tak właśnie wygląda codzienne życie wielu osób, ich normalny stan. Życie, istniejące tu i teraz, postrzega się jako „problem” i przychodzi nam żyć w świecie problemów, które wszystkie trzeba rozwiązać, zanim będziemy mogli poczuć się szczęśliwi, spełnieni lub naprawdę zaczniemy żyć – albo tak myśleć. A trudność polega na tym, że kiedym rozwiązujemy jeden problem, natychmiast pojawia się drugi. Dopóki chwile teraźniejszą uważa się za przeszkodę, nie ma końca problemom. „Będę takie, jakie chcesz abym było – mówi nam Życie lub Teraz. – Będę ciebie traktować tak, jak ty mnie traktujesz. Jeśli uważasz mnie za problem, stanę się, dla ciebie problemem. Jeżeli uznasz mnie za przeszkodę, będę przeszkodą”.
Co gorsza – i to także jest zjawiskiem powszechnym – chwilę teraźniejszą uważa się za wroga. Gdy nienawidzisz tego, co robisz, skarżysz się na swoje otoczenie, przeklinasz to, co się przytrafia lub przytrafiło, lub gdy twój dialog wewnętrzny składa się z różnych „powinno” i „nie powinno”, z oskarżeń i obwiniania, wówczas kłócisz się z tym, co jest, sprzeciwiasz temu, co zawsze już jest faktem. Czynisz z Życia swojego wroga, a ono ci mówi: „Chcesz wojny, to będziesz mięć wojnę”. I wówczas rzeczywistości zewnętrznej, która zawsze odzwierciedla twój stan wewnętrzny, doświadczasz jako wrogiej.
Zasadnicze pytanie, jakie trzeba sobie często zadawać, brzmi: „Jaki mam stosunek do chwili teraźniejszej?”. Potem stań się czujny, żebyś mógł usłyszeć odpowiedź. Czy traktuję Teraz jedynie jako środek do celu? Czy widzę w nim przeszkodę? Czy czynię z niego wroga? Skoro chwila teraźniejsza jest zawsze wszystkim, co masz, skoro Życie jest nierozdzielne z Teraz, sens tych pytań jest w rzeczywistości jeden: jaki mam stosunek do Życia?
Pytanie to jest doskonałym sposobem na to, abyś zdarł maskę z istniejącego w tobie ego i wszedł w stan Obecności. Zadawaj je sobie często, aż już przestanie ci być to potrzebne.

Jak można wznieść się ponad ten dysfunkcyjny związek z chwilą obecną? Najważniejsze, aby dostrzec go w sobie, w swoich myślach i działaniach. W momencie gdy to widzisz, gdy rozumiesz, że twój stosunek do Życia jest zaburzony, znajdujesz się w chwili teraźniejszej.Zrozumienie to początek Obecności. Gdy dostrzegasz dysfunkcje, zaczyna ona ustępować. Niektórzy ludzie śmieją się na głos, kiedy ją widzą. Wraz ze zrozumieniem przychodzi siłą wyboru – decyzja, aby powiedzieć owemu Teraz „tak”, uznać je za swojego przyjaciela. […]
W życiu każdego człowieka nadchodzi czas, gdy chce się on rozwijać i zdobywać jak najwięcej na poziomie formy. Właśnie wtedy pragniesz pokonywać ograniczenia, takie jak słaba kondycja fizyczna lub niedostatek finansowy, zdobywać nową wiedzę i nowe umiejętności lub dzięki działalności twórczej wnosić do świata coś nowego, co wzbogaca życie twoje i innych ludzi. Może to być utwór muzyczny, dzieło sztuki, książka, świadczona przez ciebie usługa, wykonywana funkcja, firma lub organizacja, którą sam założyłeś lub do której rozwoju bardzo się przyczyniasz.
Kiedy przebywasz w chwili teraźniejszej, kiedy całą uwagą skupiasz się na Teraz, wówczas Obecność będzie wpływać na wszystko, co robisz, i będzie to przeobrażać. Pojawi się w tym wysoka jakość i siła. A obecny jesteś wtedy, gdy twoje działanie nie są głównie środkiem do celu (pieniądze, prestiż, zwycięstwo), lecz same w sobie są spełnieniem. i gdy w swej pracy jesteś radosny i ożywiony. I oczywiście nie możesz być obecny, jeśli nie masz przyjaznego stosunku do chwili teraźniejszej. To jest fundamentem efektywnego działania, którego nie zatruwa negatywizm.
Forma oznacza ograniczenie. Jesteśmy tutaj nie tylko po to, aby doświadczać ograniczeń, lecz również po to, by rozwijać swoją świadomość, wznosząc się ponad nie. Pewne ograniczenia można pokonać na poziomie zewnętrznym. Ale w życiu mogą pojawić się inne, z którymi trzeba nauczyć się żyć. Te można przezwyciężyć tylko wewnętrznie. Wszyscy prędzej czy później się z nimi spotykamy. I albo chwytają cię one w pułapkę egotycznych reakcji, albo wznosisz się ponad nie wewnętrznie, poddając się bezwzględnie temu, co jest. Tego właśnie mają nas one tutaj nauczyć. Stan świadomości polegający na poddawaniu się otwiera w twoim życiu wymiar pionowy, wymiar głębi. I z tego wymiaru wypłynie coś ku światu, coś o nieskończonej wartości, co w innym przypadku pozostałoby nieprzejawione.  […]
Brak oporu jest to klucz do najpotężniejszej siły we wszechświecie. Dzięki temu bowiem świadomość (duch) wolna jest od uwięzienia w formie. Wewnętrzne niestawianie oporu formie – temu, co jest lub co się wydarza – to zaprzeczenie absolutnej rzeczywistości formy.
Opór sprawia, że świat i sprawy tego świata, w tym również twoja postaciowa, iluzoryczna tożsamość, czyli ego wydają się bardziej realne, solidne i trwałe, niż są. Świat i ego nabierają ciężaru gatunkowego i absolutnej ważności, a ty traktujesz wówczas bardzo poważnie samego siebie i ten świat. Grę formy postrzega się wtedy błędnie jako walkę o przetrwanie igdy ty tak to postrzegasz, staje się ona twoją rzeczywistością.
Wiele dziejących się wydarzeń, wiele form, jakie przybiera życie, ma charakter efemeryczny. Wszystkie one są ulotne. Przedmioty, ciała i ego, zdarzenia, sytuacje, myśli, emocje, pragnienia, ambicje, lęki, dramat… pojawiają się, chcą być najważniejsze i zanim je poznasz, znikają, rozpuszczają się w nicość, z której wypłynęły. Czy kiedykolwiek naprawdę istniały? Czy były kiedyś czymś więcej niż sen – sen o formie?
Gdy budzimy się rano, wizje senne znikają, a my mówimy: „Och, to był tylko sen. To nie była prawda”. Ale coś w tym śnie musiało być rzeczywiste, bo inaczej nie mógłby zaistnieć. Kiedy zbliża się śmierć, może patrzymy wstecz na nasze życie i zastanawiamy się, czy było ono tylko snem. Nawet teraz możemy cofnąć się myślą do ostatnich wakacji albo do jakiejś wczorajszej sceny i przekonać się, że bardzo przypominają sen z ubiegłej nocy.
Istnieje sen i istnieje coś, co śni. Snem jest krótkotrwała gra form. Jest nim świat – względnie rzeczywisty, ale nie całkowicie. I mamy również coś, co śni, a więc absolutną rzeczywistość, w której pojawiają się i znikają formy. Śniącym nie jest osoba. Osoba to część snu. Śniącym jest podłoże, w którym sen się pojawia i które ten sen umożliwia. Jest to absolut ponad wszystkim, co względne; bezczasowość ponad czasem; świadomość znajdująca się w formie i ponad nią. Śniącym jest sama świadomość – którą ty jesteś.
Przebudzenie się ze snu to nasz obecny cel, cel całej ludzkości. Gdy się obudzimy, stworzony przez ego ziemski dramat dobiegnie końca i pojaw się sen o wiele bardziej dobroczynny i wspaniały, a jest nim nowa Ziemia. […]
Poczucie nieszczęścia czy negatywizm to choroba naszej cywilizacji. To, co na poziomie zewnętrznym oznacza zatrucie środowiska, na poziomie wewnętrznym jest negatywizmem. Panuje on wszędzie, nie tylko tam, gdzie ludziom czegoś brakuje, ale nawet częściej tam, gdzie mają aż nadto. Czy to nie dziwne? Nie. Świat obfitości jeszcze bardziej utożsamia się z formą, bardziej zatraca się w treści, mocniej tkwi w pułapce ego.
Ludzie uważają, że ich zadowolenie zależy od tego, co się dzieje, a więc zależy od formy. Nie rozumieją, że to, co się dzieje, jest we wszechświecie czymś w największym stopniu niestałym. Bezustannie podlega zmianom. Patrząc na chwilę teraźniejszą, ludzie uważają, że albo została zepsuta przez coś, co się stało, a nie powinno, albo czegoś w niej brakuje, bo nie wydarzyło się coś, co powinno. I dlatego nie dostrzegają głębszej doskonałości, która jest nieodłączną cechą samego życia, która zawsze tu istnieje, która tkwi ponad wszystkim, co się wydarza lub nie wydarza, ponad formą. Zaakceptuj więc chwilę teraźniejszą i odkryj tę doskonałość, która tkwi głębiej niż jakakolwiek forma i której czas nie dotyka.
Radość Istnienia, będąca jedynym prawdziwym szczęściem, nie może do ciebie przyjść w postaci żadnej formy, posiadanego dobra, osiągnięcia, osoby ani zdarzenia – w postaci tego, co ci się przytrafia. Ta radość do ciebie nie przychodzi – nigdy. Emanuje ona bowiem z bezpostaciowego wymiaru twojego wnętrza, z samej świadomości, i dlatego tożsama jest z tym, kim jesteś.
Dwoista rzeczywistość wszechświata, który składa się z przedmiotów i przestrzeni – przedmiotowości i nicości – jest także twoją naturą. Zdrowie, harmonijne i owocne życie ludzkie to taniec między tymi dwoma wymiarami tworzącymi rzeczywistość: między formą i przestrzenią. Większość ludzi tak bardzo utożsamia się z wymiarem formy, z postrzeganiem zmysłowym, myślami i emocjami, że ta druga, ukryta połowa znika z ich życia. Utożsamianie się z formą więzi ich w ucisku ego.
Można by rzec, ze to, co widzisz, słyszysz, czujesz, czego dotykasz lub o czym myślisz, to tylko jedna połowa rzeczywistości. To forma. Np. w nauce Jezusa nazywana jest ona po prostu „światem”, a drugi wymiar – „królestwem niebieskim” lub „życiem wiecznym”.
Tak jak przestrzeń pozwala wszystkim rzeczom istnieć i tak jak bez ciszy nie byłoby dźwięku, ty nie mógłbyś żyć, gdyby nie istniał ów podstawowy bezpostaciowy wymiar będący esencją tego, kim naprawdę jesteś. Moglibyśmy tu użyć słowa „Bóg”, gdyby nie było ono tak mylące. Wolę termin Istnienie. Istnienie jest wcześniejsze niż egzystencja. Egzystencja jest bowiem formą, treścią, „tym, co się dzieje”. Egzystencja to pierwszy plan życia, a Istnienie to w pewnym sensie tło.
Zbiorowa choroba ludzkości polega na tym, że tak bardzo pochłania nas to, co się dzieje, tak hipnotyzuje nas świat ulotnych form, tak absorbuje nas treść naszego życia, że zapominamy o esencji, o tym, co istnieje ponad treścią, formą, myślą. Ludzi tak bardzo spala czas, że zapominają o wieczności, która jest ich początkiem, domem, przeznaczeniem. Wieczność to żywa rzeczywistość tego, kim jesteś.”
Eckhart Tolle – „Nowa Ziemia”

PRZODKOWIE MÓWIĄ


WIZJA MEDYCYNY BARBARY ZALEWSKIEJ

Ter­apeuci prak­tyku­jący uzdraw­ianie na odległość w sposób mniej lub bardziej świadomy wyko­rzys­tują prawa fizyki kwan­towej. Do grona bioter­apeutów posługu­ją­cych się tą tech­niką należy Bar­bara Zalewska z Białegostoku.


Przyz­naję, że to, z czym się w tym przy­padku spotkałam, stanow­iło dla mnie zaskocze­nie. Mimo bowiem, że od 19 lat prezen­tuję na łamach różnych tytułów pra­sowych syl­wetki wybit­nych pol­s­kich uzdrowicieli, nie natrafiłam dotąd na kogoś, kto w tak dogłębny sposób wnikałby w przy­czyny cud­zych dolegli­wości. A prze­cież dopiero usunię­cie pier­wot­nej przy­czyny pozwala pozbyć się schorzenia czy prob­lemu raz na zawsze.
Bar­bara Zalewska już w szkole bardzo lubiła fizykę. Jej drugą pasją była ezoteryką. Czy­tała wszys­tko, co w lat­ach 70. było dostępne na rynku: Życie po życiu, książki z zakresu medy­cyny chińskiej, wedyjskiej i inne. Ponieważ ciągnęło ją do bioter­apii, ukończyła kurs z tej dziedziny, a nawyk pogłębia­nia wiedzy pozostał do dziś. Jed­nak w pewnym momen­cie, a było to przed 30 laty, odkryła w sobie niezwykły dar: dostępu do Kro­niki Akaszy.
Czas jawi się jej jako linia ciągła: bez podzi­ału na przeszłość, ter­aźniejs­zość i przyszłość. Widzi wieczne teraz i może się w nim swo­bod­nie poruszać: nieważne, czy chodzi o sto czy o pięćset lat wstecz. Uważa, że to bardzo ważne dla heal­era: gdyż przy­czyna choroby może tkwić w życiu płodowym albo w poprzed­nich wcie­le­ni­ach. Heal­erka, o której dziś piszę, potrafi do niej dotrzeć.
Kłopotliwa fobia
Do gabi­netu Bar­bary Zalewskiej trafił 17-​latek pracu­jący w rodzin­nym gospo­darst­wie rol­nym. Pan­icznie bał się myszy i szczurów. To bardzo kłopotliwa fobia, bo w stodole, w domu czy na polu cią­gle stykał się z gry­zo­ni­ami. Skąd wzięła się ta przy­padłość?
Heal­erka cofnęła się w przeszłość i ujrzała klienta zakopanego po szyję w ziemi. Szczury i myszy zjadały go żyw­cem. Dawnymi czasy – doda­jmy – wymierzano taką karę.
Dlaczego wiz­ual­i­zowany przez ter­apeutkę skazaniec musiał tak okrut­nie cier­pieć? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należało zajrzeć w odle­gle­jszą przeszłość. Okazało się, że chłopak prze­bywa w ciężkim więzie­niu za grubym murem. Aby nie umrzeć z głodu, zabija gry­zonie i zjada je na surowo. Gdyby robił to tylko dla podtrzy­ma­nia życia – kon­sek­wencje nie byłyby tak dotk­liwe. Niestety, on zaczy­nał znę­cać się nad zwierzę­tami, zada­jąc im tor­tury. Dusze dręc­zonych gry­zoni wyko­rzys­tały moment, kiedy mogły wziąć odwet na swoim krzy­wdzi­cielu. Kiedy chło­piec zrozu­miał swój błąd i przeprosił dusze myszy i szczurów za wyrząd­zone im zło, fobia ustąpiła jak ręką odjął.
Przy­pom­ni­jmy, że efekty fizyki kwan­towej wyko­rzys­tują w swo­jej pracy również twórca biore­zona­torów Prze­mysław Bara­nowski z Poz­na­nia oraz Piotr Leszczyński prak­tyku­jący m.in. chirurgię fan­to­mową, pro­gramowanie RNA i DNA.
Leniwe niemowlę
Młoda matka zgłosiła się z dwu­miesięcznym niemowlę­ciem, które nie potrafiło ssać piersi. Heal­erka zajrzała do Kro­niki Akaszy, żeby sprawdzić, jakie skutki przyniesie sztuczne karmie­nie maleństwa. Okazało się, że pojawią się prob­lemy z traw­ie­niem; w przyszłości grozi dziecku celi­akia. Trzeba było ustalić, kiedy zanikł odruch ssa­nia. Ter­apeutka zobaczyła, że stało się to w siód­mym miesiącu ciąży. Wró­ciła do tego momentu, wymazała błędny kod malucha, a matce zale­ciła zioła sty­mu­lu­jące lak­tację. Za to niemowlę zaczęło ssać pierś rodzi­cielki, unika­jąc grożą­cych mu kłopotów trawiennych.
Potęga myśli
Myśl jest energią, z której potęgi na ogół nie zda­jemy sobie sprawy. Tym­cza­sem to właśnie kwanty energii myśli wpły­wają na ciało ener­gety­czne, a zniek­sz­tałce­nie pola ener­gety­cznego popy­cha atomy i w efek­cie pow­staje dys­funkcja ciała fizy­cznego. Moja rozmów­czyni przy­tacza w tej mierze poucza­jący przykład: Żona mówi do męża: Żeby cię pogięło, a mężczyzna wkrótce potem zwija się z bólu pod wpły­wem ataku kor­zonków ner­wowych. Doda­jmy, że roz­mowa doty­czyła sprzedaży samo­chodu, a transakcja nie była na rękę pani domu. W swoim gabinecie ter­apeutka uświadomiła małżonkom, że nie jest to dobry moment na pozby­cie się auta. Wskazała korzystny ter­min, odradza­jąc wszelkie dzi­ała­nia na siłę. Kiedy zain­tere­sowani sobie to uświadomili, ból kor­zonków sam ustał: bez środ­ków prze­ci­w­bólowych i przykłada­nia rąk.
Myśl, aby zaczęła dzi­ałać, nie musi być wypowiedziana. Wystar­czy, by zrodz­iła się w głowie i została wzmoc­niona emocją, a może okazać się groźniejsza od wymówionego przek­leństwa – twierdzi Bar­bara Zalewska.
Oto porzu­cona przez narzec­zonego dziew­czyna wysyła w jego kierunku intencję: Beze mnie to ty uschniesz. Myśl dociera do adresata w momen­cie, kiedy siedząc za kierown­icą mija suche, martwe drzewo. Negaty­wna ener­gia trafia na podatny grunt: kości młodego mężczyzny zaczy­nają próch­nieć, lekarze pode­jrze­wają nowotwór. Na szczęś­cie dzięki uświadomie­niu przy­czyny choroby w porę udaje się ją zatrzy­mać i cofnąć zmi­any w kośćcu.


Mech­a­nizm – tłu­maczy Zalewska – jest taki: kiedy Wszechświat dowiaduje się, że poz­nal­iśmy przy­czynę prob­lemu, ten ostatni znika. Nie zawsze dzieje się to naty­ch­mi­ast: kiedy zmi­any są poważne, zaawan­sowane, orga­nizm potrze­buje czasu i odpowied­nich dawek energii, aby zmieniła się wadliwa kon­fig­u­racja atomów.
Napraw­ianie zmian w układzie kost­nym bywa czasochłonne. Niedawno ter­apeutka poma­gała młodemu pra­cown­ikowi browaru, po którego ręce prze­toczyła się ciężka beczka piwa. Kości pal­ców zras­tały się praw­idłowo, był nato­mi­ast kłopot z drob­nymi kośćmi nadgarstka. Pani Bar­bara codzi­en­nie – przez dwa tygod­nie – wykony­wała zabiegi na odległość (zdarze­nie miało miejsce w Niem­czech). Kiedy chirurg zdjął gips, ręka była sprawna: wystar­czyło kilka prostych ćwiczeń, aby chory mógł się nią posługi­wać tak, jak przed wypadkiem.
Bądź optymistą
Na szczęś­cie nie każda myśl naład­owana negaty­wną energią zaszkodzi adresatowi, odbier­a­jąc mu np. zdrowie czy powodze­nie. Jeśli natrafi na człowieka rados­nego, który czuje się kochany, dowartoś­ciowany – odbije się i rozproszy w przestrzeni, albo wróci do nadawcy w postaci tzw. uderzenia zwrot­nego. Ener­gia radości jest bowiem o wiele sil­niejsza od złych, nien­aw­ist­nychżyczeń. Gorzej, gdy osoba, będąca celem ataku zna­j­duje się w dołku psy­chicznym: jest smutna, zagu­biona, pełna obaw, lęku. Wtedy negaty­wna ener­gia myśli czy przek­leństwa zna­jdzie do niej dostęp i może zapoc­zątkować pro­ces chorobowy, który będzie rozwi­jał się latami.
Strach czyni człowieka najbardziej podat­nym na niszczące odd­zi­ały­wa­nia ener­gety­czne. Niez­dol­ność do prze­bacza­nia, pielęg­nowanie w sobie urazów i roz­pamię­ty­wanie doz­nanych przed laty krzywd, sty­mu­luje rozwój choroby. Np. kur­czowe trzy­manie się czegoś lub kogoś sprowadza reuma­toidalne zapale­nie stawów. Z kolei zapom­i­nanie iroztrzepanie w młodości może w podeszłym wieku rozwinąć się w chorobę Alzheimera.
Pogoda wewnętrzna, uśmiech i dobre słowo dla każdego – oto nieza­wodna pro­fi­lak­tyka zdrowia. Jak jed­nak wiemy, nawet święci mistycy przeży­wają noce ducha: chwile słabości, zach­wia­nia wiary we wszech­moc i doskon­ałą dobroć Boga.
W tym, co się wydarza, nie ma nic przy­pad­kowego czy nieza­służonego. Na wszys­tko kiedyś zapra­cow­al­iśmy: odczuwamy w ten sposób skutki swoich dzi­ałań z poprzed­nich wcieleń. Każde spotkanie, nawet banalna wymi­ana zdań mają nas czegoś nauczyć. Na przykład pytanie o godz­inę, winno nam uświadomić, że nie szanu­jemy czasu. To nie przy­padek, że prze­chodzeń, który o to zagad­nął, spośród setek innych osób wybrał właśnie nas. Za każdym razem albo coś komuś dajemy, albo coś otrzy­mu­jemy od drugiego człowieka.
Opowiadam ter­apeutce, że gdy podążałam na nasze spotkanie, młoda dziew­czyna zapy­tała mnie o ulicę Brożka. Odpowiedzi­ałam, że nie znam tej dziel­nicy, a sto metrów dalej trafiłam na poszuki­waną przez nią ulicę. Jak to zin­ter­pre­tować?
Pani Bar­bara zamyka oczy, wykonuje ruch głowa i wyjaś­nia: spotkana osoba wzięła mnie za mieszkankę tej dziel­nicy, gdyż zamieszku­jące te bloki osoby są w wieku zbliżonym do mojego. Nato­mi­ast na głęb­szym planie jej dusza zako­mu­nikowała mojej: Nie zamykaj się w swoim świecie, jest tyle miejsc, które warto poznać.
Diag­noza w transie
Aby dotrzeć do przy­czyny, czyli pier­wszej myśli, która wywołała chorobę, ter­apeutka posługuje się transem. Wchodzi w zmieniony stan świado­mości, sta­jąc się nie­jako klonem osoby, która się zgłosiła. Przyj­muje wtedy wszys­tkie jej cechy, uczu­cia i zyskuje wgląd w his­torię tego drugiego człowieka. Jed­nocześnie jed­nak zachowuje własną osobowość. Przechadza­jąc się po linii czasu odt­warza zdarzenia z przeszłości. Chory bywa zdu­miony, kiedy ustami ter­apeutki prze­mawia jego dawno nieżyjący krewny.
Bar­bara Zalewska w pewnym momen­cie pyta, czy chcę przekonać się (zobaczyć), jak pracuje. Potwierdzam i rozglą­dam się za jakimś klien­tem, którego można by sfo­tografować. Ale to ja będę bohaterką seansu. Siadam więc wygod­nie na kanapie, a heal­erka zamyka oczy i staje w takiej postawie, jakby całym ciałem sztur­mowała niewidzialną przeszkodę. Bo tak właśnie ułożyła się moja ener­gia.
Dlaczego?
Ter­apeutka przy­wołuje obraz z dzieciństwa: zabawy w gronie kon­flik­towych koleżanek. Dwie osoby zamknęły się w pokoju, a ja chcę koniecznie się do nich dostać. Napieram z całej siły na drzwi, ale nie mogę sfor­sować zapory. Wycz­er­pana rezygnuję z kon­tyn­uowa­nia akcji wychodząc z założe­nia, że jak będą mnie potrze­bowali, sami mi otworzą. Wszys­tko się zgadza z wyjątkiem tego, że nie chodz­iło o koleżanki, lecz rodzeństwo.
W przełoże­niu zaś na dorosłe życie oznacza to ciągłe, ale nieu­dane próby for­sowa­nia swoich pomysłów. Nic dodać, nic ująć.
Trzy przek­leństwa
Wszys­tkie, jak się okazało, pochodz­iły od blis­kich mi kobiet. Pani Bar­bara pyta, kto w rodzinie chorował na nogi. Potwierdza, że chodzi o bab­cię Mar­i­annę. Heal­erka przy­wołuje scenę z dzieciństwa, o której zapom­ni­ałam jakieś pół wieku temu. Bab­cia swoim wład­czym tonem wydaje mi polece­nie przyniesienia wiadra wody. Ponieważ jestem małą dziew­czynką, zadanie mnie prz­erasta. Waham się więc, próbuję się jakoś wykrę­cić. Słyszę napom­nie­nie: – To ja mam pójść po wodę, z tymi nogami? Przynoszę wiadro, ale po drodze połowę wody rozch­la­puję. W efek­cie muszę przynieść następne. Oto przek­leństwo, które sprawia, że na każdą pracę przez­naczam dwa razy więcej czasu niż inni.
Potem ter­apeutka przy­biera postawę babci Marii, prezen­tu­jąc jej charak­terysty­czny chód, a zarazem infor­mu­jąc o znacznej tuszy. Sprawa jest z pozoru błaha: bab­cia pozwala mi wyjść na ulicę do koleżanek tylko na 5 minut. Nie mając zegarka ani wyczu­cia czasu – przekraczam wyz­nac­zony limit. Za karę na trzy godziny zostaję zamknięta w domu. W rezulta­cie w dorosłym życiu doświad­czam czegoś, co można określić mianem dziur cza­sowych. Mnóstwo czasu tracę na mało pasjonu­jące zaję­cia, a umykają mi ważne sprawy, ciekawe spotka­nia. I nie należę do osób, które zna­j­dują się zawsze w określonym miejscu o właś­ci­wej porze…
Trze­cie przek­leństwo, doty­czące sfery finan­sów, pochodz­iło od mojej siostry. I tym razem moja rozmów­czyni odt­worzyła ide­al­nie syl­wetkę, minę i ton, jakim zostały wypowiedziane tamte słowa…
Po odkryciu przy­czyny prob­lemów przy­chodzi kolej na oczyszcze­nie ener­gety­czne. W efek­cie odpuszcza ból kolana, niepod­da­jący się wcześniej żad­nym ter­a­piom ani kon­wencjon­al­nym, ani nat­u­ral­nym. Ustępują również bóle krę­gosłupa lędźwiowego.
Heal­erka
 zauważa, że najlepiej zająć się prob­le­mem w momen­cie, kiedy tylko się pojawi. Jeśli kogoś przez cale lata prześladują np. migreny czy bóle krę­gosłupa, to nawet po oczyszcze­niu ener­gety­cznym dolegli­wości te mogą wracać. Orga­nizm zapamię­tał bowiem swoje słabe punkty. Będą to jed­nak bóle fan­to­mowe. W takich przy­pad­kach najlepiej nam zrobi odwróce­nie uwagi od bolącego miejsca. Przy­datna jest tu np. ter­apia śmiechem, bib­lioter­apia (czy­tanie odpowied­nio dobranej lek­tury) czy oglą­danie komedii.



Myśl hoduje nowotwór
Pewnemu uczniowi bardzo zależało na popraw­ie­niu oceny, która miała się znaleźć na świadectwie. Staran­nie przy­go­tował się do decy­du­jącej klasówki. Nauczy­cielka stanęła nad chłopcem piszą­cym pracę i powiedzi­ała: – Oj, pusto w głowie. Uczeń zro­bił się blady jak kartka papieru, a zaraz potem poczuł gorąco w całym ciele. Zdarze­nie miało miejsce w maju, a w lipcu u chłopca stwierd­zono silną białaczkę.
Pani Bar­bara opowiedzi­ała choremu jego his­torię. Rozpłakał się na tamto wspom­nie­nie. Negaty­wne emocje zostały rozład­owane, kod choroby przes­tał dzi­ałać, nastąpiło uzdrowie­nie.
Nowot­wory mózgu – zdaniem heal­erki – pow­stają wskutek zdarzeń wywołu­ją­cych emocje. Samo umiejs­cowie­nie gle­jaka świad­czy o tym, jakie niszczące uczu­cie go wywołało. Dopóki chory podtrzy­muje negaty­wną emocję, dopóty nie pozbędzie się nowotworu.
Źródłem raka jest myśl i towarzysząca jej emocja. Moja rozmów­czyni pomogła chłopcu cier­piącemu na nowotwór prawego bio­dra. Dlaczego rozwinął się aku­rat w tym miejscu? Bio­dra odpowiadają za radość życia. Ter­apeutka cofnęła się w cza­sie do wesela i zobaczyła jak siedzące przy stole dziecko jest ściśnięte z prawej strony. W tym miejscu ener­gia radości została zablokowana, od tamtej pory to bio­dro nie mogło się nor­mal­nie rozwi­jać. Ubytek energii podświado­mość wypeł­ni­ała obcymi ener­giami. Za nimi weszło obce DNA, a z cza­sem rozwinął się guz.
Pani Bar­bara ma na kon­cie spek­taku­larne uzdrowienia chorych na nowot­wory. Pomogła np. kobiecie z guzem macicy o śred­nicy 5cm. Już po dwóch zab­ie­gach po nowot­worze nie pozostał nawet ślad: USG wykazało, że macica jest czysta. Dla pewności badanie powtór­zono w innym lab­o­ra­to­rium, chorą kon­trolowali różni spec­jal­iści, którzy potwierdzili uleczenie.
Niezwykły przy­padek
Pewna nas­to­latka zachorowała na nowotwór kości. Chirur­gicznie usunięto jej kość udową, wstaw­ia­jąc pro­tezę i sztuczne kolano. Żeby dziecko mogło urosnąć i nor­mal­nie funkcjonować, trzeba było wydłużyć kości podudzia. Heal­erka uprzedz­iła rodz­iców, że nogi będą równej dłu­gości, ale kolana zna­jdą się na różnej wysokości: zdrowe było cztery cen­tym­e­try poniżej kolana chorej nogi z wydłużonym podudziem. Równocześnie uzdrowicielka wzmoc­niła mięśnie ud chorej nogi, aby kończyna zapewniła dziew­czynce sta­bil­ność. Po ter­apii 14-​latka zrezyg­nowała z kon­tyn­uowa­nia leczenia chemią. Odrosły jej gęste kędziory, jest zdrowa.
Bar­bara Zalewska przy­wraca chorym nie tylko zdrowie, ale, jak stwierdził jej pac­jent Wojtek, scep­ty­cznie nastaw­iony do ter­apii: daje prawdzi­wego kopa ener­gety­cznego, uskrzydla człowieka. A Beata C., stała czytel­niczka  napisała w liś­cie do redakcji: Byłam świad­kiem pracy pani Basi, która wybudz­iła 15-​letniego chłopca ze śpiączki, choć lekarze przekreślili jego szanse na nor­malne życie, twierdząc, że pozostanie roślinką.
Pomoc dla bezdziet­nych par
Bar­bary Zalewskiej szukają pomocy pary, które nie mogą doczekać się potomstwa. Zazwyczaj z medy­cznego punktu widzenia małżonkowie są zdrowi i dopiero w tran­sie widać przeszkody uniemożli­wia­jące poczę­cie potomka.
Oto jeden z takich przy­pad­ków: heal­erka widzi chłopca, którego stopy są zanur­zone w niedużej mied­nicy z wodą. Bab­cia polewa mu nóżki, napom­i­na­jąc: siedź spoko­jnie, nie rozch­la­puj. Chłopczyk ściska kolana.
W następ­nych wiz­jach znów pojawia się bab­cia musztru­jąca wnuczka: nie wolno mu się wier­cić, musi siedzieć nieru­chomo przy stole.
W efek­cie tych zabiegów wychowaw­czych uksz­tał­towała się osobowość człowieka niezwykle uporząd­kowanego, wręcz pedan­ty­cznego w dorosłym życiu. Przed mal­owaniem mieszka­nia zaz­naczył na podłodze miejsca, gdzie stały meble, aby potem ustawić je dokład­nie tam, gdzie przedtem. Ten sposób wychowa­nia sprawił, że ener­gia mężczyzny została uwięziona na poziomie nóg, nie potrafił też zdobyć się na spon­tan­iczność, luz. Z tego powodu nie mógł zostać ojcem. Dopiero uświadomie­nie sobie tego faktu i porzuce­nie kodów z dzieciństwa odblokowało przepływ energii i małżonkowie mogli cieszyć się z rodzicielstwa.
U mojej rozmów­czyni zjaw­iają się też pary przeży­wa­jące w związku kryzys. Z per­spek­tywy linii cza­sowej może im powiedzieć, co będzie się dzi­ało, jeśli zostaną razem, a jaka przyszłość ich czeka w przy­padku roz­wodu, ale decyzję pode­j­mują sami zain­tere­sowani. Warto zdać sobie sprawę z tego, że przy­chodz­imy na świat po to, aby zal­iczać kole­jne lekcje. Jeśli zadanie zostało wyko­nane, przy­chodzi kolej na następne.
Sierżant jak matka
Dorosły mężczyzna odby­wa­jący służbę wojskową zaczął się moczyć w nocy. Skąd wzięła się ta przy­padłość? Bar­bara Zalewskazajrzała w przeszłość młodego człowieka i zobaczyła małego chłopca, który w cza­sie zabawy zasikał majteczki. Matka pod­niosła okropny krzyk, dziecko było prz­er­ażone.
Przez wiele lat nic się nie dzi­ało, aż wresz­cie rekrut trafił na sierżanta, który bez prz­erwy krzy­czał na pod­wład­nych, zapew­ni­a­jąc piskli­wym głosem, że jest dla nich jak matka. Tak się nieszczęśli­wie złożyło, że głos pod­ofi­cera miał brzmie­nie podob­nie do głosu matki młodego żołnierza. Bodźce te uru­chomiły reakcję z dzieciństwa: krzyk – strach – mimowolne moczenie.

Kłopotliwy dar: jasnowidzenie
Dar jas­nowidzenia bywa trudny do udźwig­nię­cia. Pani Bar­bara nie potrze­buje zdję­cia czy przed­miotu, który należał do zagin­ionej osoby, by zobaczyć, co się jej przy­darzyło. To ona sama staje się bowiem poszuki­wanym człowiekiem, doświad­cza­jąc wszys­t­kich uczuć i cier­pień, które były jego udzi­ałem. Odczuwanie tego, co przeżywa osoba, która tonie lub pozbawia się życia przez powiesze­nie, jest nad wyraz przykre. Z tego powodu rzadko pomaga policji w poszuki­wa­niu zagin­ionych.
Taki przy­padek miał miejsce na zalewie w Siemi­anówce, gdzie zatonęła motorówka. Odnaleziono tylko jedno ciało, drugi uczest­nik prze­jażdżki i łódź przepadli bez śladu. Pani Bar­bara ujrzała, że motorówka rozbiła się o pod­wodną skałę. Wskazała miejsce zdarzenia, a nurkowie odnaleźli tam zaryty dziobem w piasku wrak łodzi. W pobliżu spoczy­wało ciało drugiego z poszuki­wanych mężczyzn.
Pasożyt na życzenie
Medy­cyna chińska wiąże rozwój określonych grup pasożytów z defi­cytem energii w różnych narzą­dach. Np. osła­bi­e­niu serca towarzyszy ten­dencja do roz­woju pasożytów jeli­towych, a niedobór energii w nerkach wywołuje podat­ność na grzy­bice. Choć to może się wydać zaskaku­jące, także myśli mogą się mate­ri­al­i­zować w postaci pasożytów.
Do Bar­bary Zalewskiej rodz­ice przyprowadzili sied­mi­o­let­nią, chudz­i­utką dziew­czynkę cier­piącą na brak apetytu. W jej jeli­cie rozwinęły się liczne glisty. Skąd wzięły się te pasożyty? Okazało się, że rodz­ice dziecka roz­wodzili się, ale nie pozwalali córeczce roz­maw­iać na ten temat. Dziecko prag­nęło zachować związek rodz­iców, stąd zrodz­iła się myśl: Rodz­ice nie roze­jdą się, jeśli zwiążę sznurowadła butów mamy i taty. Myśl zma­te­ri­al­i­zowała się w postaci glist – długich i moc­nych jak sznurowadła…
W dzisiejszych cza­sach wiele osób cierpi na choroby pasożyt­nicze. Pani Bar­bara odkrywa pasożyty, często nieu­jawnione w anal­izach lab­o­ra­to­ryjnych, nato­mi­ast ich zwal­czaniem zaj­muje się jej współpra­cown­ica, Ewa Masłowska.
Wsze­chobecne zagrożenie
Zazwyczaj nie pamię­tamy o tym, że pasożyt­nicze mikroor­ga­nizmy i robaki zagrażają nam na każdym kroku. Wspani­ałą poży­wką dla bak­terii są np. ban­knoty. Mroże­nie do tem­per­aturze – 3 st. C niszczy bak­terie w rybach i mięsie, ale, aby je usunąć ze spoży­wanych na surowo owoców należałoby prze­my­wać ich skórki spiry­tusem.
Ewa Masłowska posługu­jąca się metodą dr Huldy Clark, za pomocą aparatu wysyła­jącego impulsy elek­tryczne o określonej częs­totli­wości sprawdza, jakie pasożyt­nicze grzyby, bak­terie i pier­wot­ni­aki zna­j­dują się w orga­nizmie chorego. U mnie zna­j­duje gronkowca, który usad­owił się w migdale, wymaz z gardła go więc nie wykryje.
Moja rozmów­czyni pyta, czy miewam krótkotr­wałe bóle brzucha i mgiełki przed oczyma. Tok­so­plazma okazuje się niebez­pieczna zwłaszcza dla młodych kobiet, gdyż powoduje uszkodzenia płodu. Potomstwo cierpi później na choroby trudne do wyleczenia. Toteż przyszłe matki, zanim zde­cy­dują się na poczę­cie, powinny uwol­nić się od tego pasożyta.
Niebez­pieczne są też lam­blie, które atakują cały orga­nizm: jelita, wątrobę, układ ner­wowy. Nie można ich jed­nak wykryć przeprowadza­jąc anal­izę kału pod kątem obec­ności pasożytów. Z kolei kleszcze przenoszą bore­liozę. Nato­mi­ast nasze komary, choć nie są nośnikami malarii, zakażają nicieni­ami (robakami) żeru­ją­cymi w sercu.
Ewa Masłowska potrafi uwol­nić orga­nizm od pasożytów, z powodze­niem też leczy bore­liozę. Ter­apię prą­dem elek­trycznym wspiera ziołami i innymi preparatami nat­u­ral­nymi. Zachęca klien­tów, by korzys­tali na co dzień z pop­u­larnych ziół: rumi­anku i piołunu, które niszczą pasożyty. Pokona je również herbata z wroty­czu, który wyco­fano z naszych zielarni, ale jest dostępny w aptekach Rosji i Białorusi.
Osobom, które mają kłopoty z zatokami poleca inhalacje ze szk­lanki gorącej wody z łyżeczką sody oczyszc­zonej i soli morskiej. Okry­wamy wów­czas głowę ręcznikiem i wykonu­jemy serie po 5 odd­echów: najpierw wdy­cha­jąc parę nosem i wydy­cha­jąc ustami, a potem odwrot­nie (wdech ustami, wydech przez nos). Dobrym uzu­pełnie­niem inhalacji jest ciepły masaż od skraju brwi w kierunku nasady nosa.
W cza­sie swo­jej prak­tyki Ewa Masłowska zauważyła, że nie każdy aparat typu zap­per sprawdza się jako narzędzie ter­apii. Wskaza­nia niek­tórych urządzeń były obciążone błę­dami. Warto też zdać sobie sprawę z tego, że lecze­nie prą­dem elek­trycznym nie jest obo­jętne dla zdrowia. Osoba, która nie ma cer­ty­fikatu i prak­tyki w tej dziedzinie może choremu zaszkodzić. W naszym orga­nizmie żyją mil­iony pożytecznych bak­terii, które wspo­ma­gają życiowe funkcje. Toteż, zanim sko­rzys­tamy z kuracji mającej na celu pozby­cie się pasożytów, sprawdźmy, czy osoba, która ją przeprowadza, ma odpowied­nie uprawnienia. Ewa Masłowska ukończyła w tym zakre­sie kursy testowa­nia za pomocą elek­trop­unk­tury metodą Volla, elek­trop­unk­tury i testowa­nia preparatów Eav, a także ziołolecznictwa i biore­zo­nansu. Uczy się też leczenia pijawkami. Dzi­ała­jąc wspól­nie z Bar­barą Zalewską każdego postawią na nogi.

sobota, 20 stycznia 2018

CZYTAJ ETYKIETY KOSMETYKÓW - TRICLOSAN CO TO JEST ???

MYDŁO I PASTA DO ZĘBÓW, KTÓRYCH NIGDY NIE UŻYWAJ! (USZKADZAJĄ TARCZYCĘ I MOGĄ WYWOŁAĆ DEPRESJE)




Upośledza system immunologiczny, zaburza gospodarkę hormonalną, może wywołać depresję! Uważaj czym myjesz ręce i zęby!

Katarzyna Gurbacka-Dyplomowany dietetyk i promotor zdrowego odżywiania
Autor-bestsellera- odchudzającej książki kucharskiej Sekrety Odchudzania
Wprawie każdym domu używa się podstawowych środków higienicznych, takich jak mydło, szampon, proszek do prania, pasta do zębów, płyn do mycia naczyń, żel do golenia. Wiele z nas korzysta również z mnóstwa innych kosmetyków i środków chemicznych.
Na co dzień, nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tak naprawdę kryje się w tych detergentach i jak bardzo szkodliwy wpływ mają na nasze zdrowie niektóre toksyczne substancje. Być może to nie przypadek, że właśnie kobiety – grupa docelowa producentów kosmetyków – często borykają się z problemami z tarczycą, alergiami i rakiem piersi.!

Oto dwaj najwięksi truciciele, których działaniom DOBROWOLONIE się poddajemy.

TRIKLOSANTriklosan to środek przeciwgrzybiczny i bakteriobójczy z grupy fenoli. Jest używany najczęściej w antybakteryjnych mydłach, dezodorantach, pastach do zębów i płynach do płukania ust. Przenika z nich do naszego ciała i gromadzi się w nim. Szwedzcy naukowcy wykryli triklosan w mleku karmiących matek, co świadczy o tym, że jest absorbowany przez organizm ludzki w znacznych ilościach i może kumulować się w tkance tłuszczowej.
Grozi to poważnymi konsekwencjami. A oto najważniejsze z nich:
  • Upośledza system immunologiczny, ponieważ niszczy wszystkie mikroorganizmy i naturalną florę bakteryjną skóry.
  • W kontakcie z chlorowaną wodą z kranu, powoduje powstanie chloroformu, związku podejrzanego o właściwości rakotwórcze.
  • W badaniach przeprowadzonych na myszach dowiedziono, że oddziałuje na metabolizm hormonów tarczycy, powodując hipotermię, działa także depresyjnie na centralny układ nerwowy.
  • Upośledza kurczenie się mięśni, zarówno tych szkieletowych, jak i mięśnia sercowego. Uczeni z University of California w Davis oraz University of Colorado odkryli, że triklosan niekorzystnie wpływa na proteiny działające jak kanały jonowe, które kontrolują przepływ jonów wapnia, umożliwiając kurczenie się mięśni.
  • Zwiększa ryzyko wystąpienia alergii (wskazują na to badania przeprowadzone przez American Academy of Allergy, Asthma & Immunology).
  • Powoduje uodparnianie się bakterii na antybiotyki.
dwojka Paraben propylu to związek chemiczny używany głównie jako konserwant w kosmetykach i lekach. Występuje najczęściej w kremach, szamponach, płynach do kąpieli i tuszach do rzęs. Był stosowany również jako dodatek do żywności, jednak w 2006 roku zostało to zakazane. Często zdarza się, że jego stężenie w kosmetykach przekracza dopuszczalny poziom. W żelu pod prysznic Nivea „Water Lily & Oil” zaobserwowano 2,68 g/kg parabenu propylu, podczas gdy według Komitetu Naukowego ds. Bezpieczeństwa Konsumentów Unii Europejskiej (SCCS) dozwolony poziom tej substancji wynosi 2,48 g/kg.
Co złego jest w parabenach?
  • Są podejrzewane o udział w powstawaniu raka piersi. W tkankach tego nowotworu znaleziono parabeny w stężeniu 20,6 ± 4,2 ng/g.
  • Mogą być silnymi alergenami i powodować kontaktowe zapalenie skóry.
  • Mogą powodować zaburzenia hormonalne i zaburzenia funkcjonowania tarczycy. Francuski Narodowy Instytut Konsumpcji przebadał 66 popularnych kosmetyków, dostępnych także na polskim rynku. Okazało się, że prawie połowa z nich zawiera parabeny, które mogą zakłócić równowagę hormonalną organizmu.
  • Badania przeprowadzone na myszach wykazały, że mogą wywoływać zmiany biochemiczne w wątrobie i nerkach.
  • Naukowcy przypuszczają, że parabeny mogą mieć negatywny wpływ na ruchliwość i liczbę plemników, powodując tym samym problemy z płodnością.
  • Badania z udziałem szczurów wykazały, że parabeny upośledzają gospodarkę hormonami odpowiedzialnymi za cechy płciowe. To szczególnie niebezpieczne dla dzieci – chłopców naraża na niepełną maskulinizację i obniżenie jakości spermy, a dziewczynki – na przedwczesne dojrzewanie i ryzyko raka piersi.

triclosan

Co możesz zrobić i jak ustrzec się przed tymi substancjami?

Paraben propylu i triklosan znajdują się w tak wielu popularnych środkach, min. w reklamowanych pastach do zębów, rekomendowanych przez dentystów!!!
Jedynie co można zrobić to czytać etykiety i unikać tych, zawierających te niebezpieczne składniki.
Staraj się więc ograniczyć ilość detergentów i kosmetyków, które mogą zawierać niebezpieczne substancje. Nie kupuj także tych, wymienionych powyżej. Wybieraj też takie, które nie zawierają tych składników. Przykładem jest chociażby zwykłe szare mydło!
Oczywiście nie namawiam do zaniedbywania higieny, jednak prostota i umiar są wskazane w każdej dziedzinie życia.

Co możemy zrobić, by żyć bardziej ekologicznie i zdrowo?

  1. Do sprzątania domu używaj naturalnych środków naszych babć – sody oczyszczonej, octu, soku z cytryny. Wypróbuj na przykład naturalny płyn do podłóg, który możesz z łatwością zrobić sama.
Składniki:
– pół wiadra gorącej wody 
- pół butelki octu 
- 3 krople olejku miętowego 

Wszystkie składniki wymieszaj i umyj podłogi, zanim woda wystygnie. Zapach octu zniknie od razu po wyschnięciu podłogi, pozostawiając przyjemny aromat mięty.
  1.  Korzystaj z bogactwa świata roślin. Do kąpieli używaj aromatycznych ziół, do pielęgnacji cery wypróbuj oliwę z oliwek czy sok z cytryny, zamiast peelingu do ciała z drogerii użyj fusów z kawy, na usta nałóż maseczkę z miodu.
  2.  Czytaj skład kosmetyków, które chcesz kupić. Wystrzegaj się nazw Triclosan i Propylparaben. Pamiętaj, że substancje wymienione na początku składu występują w danym kosmetyku w największym stężeniu.
  3. Zainteresuj się kosmetykami naturalnymi, posiadającymi certyfikat Demeter, Ecocert, Cosmebio czy BDIH. Są dokładnie przebadane i nie zawierają szkodliwych substancji. Możesz je znaleźć w Internecie i w niektórych sieciówkach kosmetycznych.
  4. Nie używaj zbyt wielu mazideł. Żaden krem nie zadziała na urodę tak jak zdrowa dieta i higieniczny tryb życia.
  5.  Chroń dzieci przed nadmiarem chemii. Pamiętaj, że przesadne dezynfekowanie wszystkiego wokół nich może przynieść więcej szkody niż pożytku i jeszcze bardziej narazić na alergię.

ZRÓDŁO http://gurbacka.pl/

CZY MOŻNA WYLECZYĆ RAKA DIETĄ - CUD w NOTTINGHAM

Gdy na jej wątrobie wykryto sześciocentymetrowy guz, Sue Olifent nie dawano żadnych szans. Mąż Robert nie pozwolił jej się poddać, Sue przeszła więc na rygorystyczną dietę. Dzisiaj oboje opowiadają ludziom historię o tym, jak to w ich rodzinnym mieście wydarzył się cud.

Jeśli będąc w Wielkiej Brytanii, odwiedzisz któregoś popołudnia pewną kameralną księgarnię w Nottingham, najpewniej natkniesz się tam na Sue i Roberta Olifentów. Siedzą zazwyczaj przy niewielkim stoliczku, otoczeni grupką ludzi. Każda z tych osób ma raka i chce osobiście usłyszeć opowieść o cudzie z Nottingham.

W 2011 r. u Sue zdiagnozowano jedną z najgroźniejszych odmian raka, na jej wątrobie rozwinął się bowiem ponad 6-centymetrowy guz. Jedyny komentarz, jaki lekarz był w stanie z siebie wydusić, patrząc na zdjęcia z tomografii komputerowej, to: „tak mi przykro, tak mi przykro”... Zszokowana Sue wyszła ze szpitala i udała się wprost do sklepu papierniczego, gdzie wydała 25 funtów na eleganckie karty pożegnalne dla rodziny i przyjaciół.

Sześć tygodni później Sue z powrotem wylądowała w szpitalu, ale wtedy po zabójczym nowotworze pozostała już tylko niegroźna blizna. Lekarze wzruszali jedynie ramionami i wyrokowali, że musiał to być jeden z tych rzadkich przypadków „spontanicznej remisji” – nie interesowało ich, co też Sue mogła uczynić, by poprawić swój stan.
Dlatego też Sue wraz z mężem Robertem, oboje w wieku 49 lat, uznali za swój obowiązek podzielić się swoją historią ze światem. Popołudniami urządzają sesje w księgarni, a w samym Nottingham i okolicach regularnie organizują darmowe spotkania.
Robert napisał też książkę „Do You Want to Know What We Did to Beat Cancer?” (Czy chcesz się dowiedzieć, jak pokonaliśmy raka?).
Gdy Sue wróciła ze szpitala z druzgocącą informacją, że nie zostało jej wiele czasu, Robert nie przyjął tego do wiadomości. Uparcie twierdził, że na pewno da się jeszcze coś zrobić.

Przez 3 wcześniejsze lata zajmował się bowiem zbieraniem informacji o chorobie nowotworowej i alternatywnych sposobach jej leczenia.
Była to dla niego swego rodzaju misja, ponieważ w 2008 roku był świadkiem, jak jego właśni rodzice cierpieli z powodu raka i niewłaściwej opieki zdrowotnej. Oboje umarli w odstępie miesiąca, co skłoniło Roberta do czytania wszystkich opracowań na temat nowotworów, jakie tylko mógł znaleźć.
Sue martwiła się o niego, uważała bowiem, że popada w obsesję. Ale żyli dalej własnym życiem (Robert prowadził firmę czyszczącą dywany), aż kiedyś Sue zaczęła odczuwać ostry ból po każdym posiłku.
Towarzyszyło temu kilka innych problemów, m.in. kandydoza, która, o dziwo, opanowała wszystkie palce u stóp, co Sue usiłowała ukryć, malując paznokcie lakierem.
Było to jednak coś znacznie poważniejszego. Bóle zaczynały się już w chwili, gdy wkładała jedzenie do ust, jeszcze zanim zdążyła je przełknąć. Mocno straciła też na wadze; w ciągu kilku tygodni schudła aż 9,5 kg.
Wszystko to zaniepokoiło jej internistę, zalecił więc wykonanie badań. Gdy Sue poszła do szpitala w celu odebrania wyników, lekarz pokazał jej wyraźnie widoczny na zdjęciach guz na wątrobie oraz towarzyszące mu trzy mniejsze narośle na trzustce. Pokaźny guz wywierał nacisk na naczynia krwionośne organu, przez co nie można było go zoperować.
W zasadzie nic nie można było już zrobić, więc lekarz przepisał jej tabletki nasenne („będzie ich pani potrzebować”) i dał skierowanie na biopsję. Gdy jej mąż o tym usłyszał, kategorycznie się temu sprzeciwił – biopsje mogą roznosić raka po organizmie, a Robert chciał zapobiec jeszcze dalszemu rozprzestrzenieniu choroby.
– Szczerze mówiąc, gdyby lekarz zaproponował mi wtedy chemioterapię, z miejsca bym się na nią zdecydowała – mówi Sue. Ale tak się nie stało, a prywatna konsultacja, jaką Robert przeprowadził z niezależnym onkologiem, potwierdziła, że ten rodzaj raka wątroby należy do najbardziej agresywnych.
Szanse na przeżycie były praktycznie równe zeru. Specjalista ostrzegł też Roberta, że wkrótce może spodziewać się nagłego pogorszenia stanu żony, gdyż guz niebawem uniemożliwi pracę wątroby i organizm nie będzie w stanie przetwarzać i wydalać toksyn. Mówiąc dosadnie, Sue po prostu się otruje Sue nie była obecna przy tej rozmowie, ale i tak sytuacja była dla niej jasna.
– Po wyjściu z gabinetu lekarza byłam zupełnie otępiona. Wsiadłam do autobusu, ale czułam się nierealnie, patrząc na innych pasażerów zajętych rozmową. Chciałam im wykrzyczeć, że mam raka i że niedługo umrę.
Gdy była już w sklepie i wybierała karty pożegnalne, kompletnie się załamała i nie mogła przestać płakać.
Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że wszystkich zawiodła: swojego 16-letniego syna Jordana, bo nie zobaczy, jak robi karierę i nie będzie babcią dla swoich przyszłych wnuków; i oczywiście Roberta, który wciąż cierpiał po niedawnej stracie rodziców.
Więc nic nie powiedziała Jordanowi i Robertowi. Zamiast tego zadzwoniła do najlepszej przyjaciółki, która zapewniała ją, że wszystko będzie w porządku, chociaż były to oczywiście tylko niewiele warte słowa pocieszenia. Następnie zadzwoniła do szefa, bo nie była sobie w stanie wyobrazić, że mogłaby powiedzieć to przy wszystkich i znów się załamać.
Po powrocie do domu zabrała się do zapisywania kart. Robert wówczas był jeszcze w pracy, ale niedługo później wrócił. – Serce mi waliło i nie mogłam przestać się trząść. Nie byłam w stanie ukryć przed nim swoich uczuć i emocji tak jak planowałam, to było po prostu niewykonalne – wspomina Sue.
Usiedli razem przy stole i Robert zaczął opowiadać jej o wszystkim, czego zdołał dowiedzieć się o raku przez ostatnie trzy lata, i o tym, jak można wspomóc leczenie za pomocą odpowiedniej diety i żywienia. Jako że lekarze nie mieli jej nic do zaoferowania, Sue zrozumiała, że podejście męża – mimo że wydawało jej się dosyć radykalne – to jej jedyna nadzieja.
– Usiedliśmy na spokojnie i dokładnie opowiedziałem jej o wszystkich szczegółach terapii żywieniowej raka – mówi Robert. – Doskonale pamiętam, że byliśmy wtedy w kuchni, a ja objąłem Sue ramieniem i obiecywałem jej, że wszystko będzie dobrze, mimo że czułem się, jakbym stracił z oczu brzeg i płynął w ciemności w nieznane.
Kilkoro znajomych podejrzewało, że Robert daje Sue fałszywą nadzieję.
– Bardzo mnie to złościło – wspomina. – Nadzieja to nadzieja, zawsze jest czymś dobrym i pozytywnym. W czym niby lepsi są lekarze, kiedy, jak by nie patrzeć, ogłaszają wyrok śmierci i mówią ze spokojem, że zostały ci trzy miesiące życia?
Zanim zdiagnozowano u niej nowotwór, dieta Sue była zupełnie przeciętna. Lubiła boczek, steki i ser, często jadała też biały chleb i ciasta. Ze wszystkich tych produktów musiała zrezygnować po wprowadzeniu reżimu dietetycznego przez Roberta, który sam w ramach wsparcia również zaczął go przestrzegać.
Jego program rozpoczął się od oczyszczania okrężnicy: codziennie rano przez tydzień Sue piła roztwór tlenku magnezu w wodzie. Następnie przyszedł czas na odtruwanie wątroby za pomocą mieszanki 1/3 ananasa, 1 łyżki stołowej oliwy z pierwszego tłoczenia, ząbku czosnku oraz 2–3-centymetrowego kawałka korzenia imbiru zmieszanych ze szklanką filtrowanej wody. Sue piła to codziennie rano przez 10 dni przed śniadaniem.
Wszelkie produkty przetwarzane przemysłowo, czerwone mięso i nabiał zostały wyeliminowane z jej diety i zastąpione świeżymi warzywami (na surowo bądź lekko obgotowanymi) oraz owocami o niskim indeksie glikemicznym (niskiej zawartości cukru), a więc jabłkami, gruszkami i rozcieńczanymi wodą cytrynami.
Dieta Roberta miała na celu zniszczenie środowiska, w jakim rak najlepiej się rozwija – wszystkie słodkie owoce, twarde, bogate w błonnik warzywa oraz cukry przetworzone były więc zakazane.
– Jeszcze raz podkreślam, bo nie sposób tego faktu przecenić, że guz Sue całkowicie zniknął i pozostała po nim jedynie blizna – cieszy się Robert.
Po jakimś czasie ustąpiły również pozostałe dolegliwości: paznokcie u nóg są teraz zdrowe i wolne od grzybicy, zniknęły wykwity skórne i Candida. Robert z kolei uporał się dzięki diecie z artretyzmem, dzięki czemu nie musi już brać leków sterydowych i przeciwbólowych.
Dziś minęły już trzy lata od feralnej diagnozy, a Sue nadal stosuje dietę opracowaną przez męża, chociaż, jak sama przyznaje, tęskni czasem za kanapką z szynką.
Oboje pracują obecnie na część etatu – on na farmie, ona w żłobku – ale ich życiową misją pozostaje dzielenie się swoją niesamowitą historią z każdym, kto tylko zechce ich wysłuchać. A sądząc po tłumach kłębiących się w księgarni, pragnie tego bardzo wiele osób.


Dieta, dzięki której Sue pokonała raka wątroby:

To jadła:
  • Preparaty zawierające enzymy trawienne (np. CalivitaAssimilator Coral Club)
  • Oliwa z pierwszego tłoczenia
  • Wysokie dawki witaminy C
  • Pestki moreli (B17, 30 dziennie)
  • Niacyna (B3) w suplementach
  • Świeżo wyciśnięty sok z ciemnozielonych warzyw liściastych, ogórka i selera, z jabłkiem, gruszką lub marchewką
  • Surowe warzywa i sałatki (organiczne, z lokalnych upraw)
  • Zielone warzywa liściaste, takie jak szpinak, jarmuż, brokuły, kapusta (na surowo bądź lekko obgotowana)
  • Pokarmy fermentowane dla zdrowia flory jelitowej i suplementy probiotyku acidophilus
  • Rośliny przyprawowe, takie jak cebula, czosnek, imbir, szczypiorek, kolendra
  • Bardzo duże ilości wody – co najmniej 1,5 litra dziennie
  • Niewielkie ilości białego mięsa (z hodowli organicznej) i tłustych ryb
Tego unikała:
  • Nabiał
  • Oleje roślinne do gotowania, sztuczne tłuszcze trans lub hydrogenizowane
  • Żywność przetwarzana przemysłowo
  • Produkty konserwowane, w puszkach
  • Białe pieczywo, biała mąka, biały ryż
  • Napoje gazowane, energy drinki, napoje owocowe
  • Alkohol
  • Kawa
  • Czerwone mięso
  • Bogate w błonnik warzywa, takie jak ziemniaki, rzepa i pasternak (jadła je w bardzo ograniczonych ilościach)
  • Makaron
  • Większość owoców (oprócz ananasa i organicznych jabłek i gruszek)
  • Sól kuchenna przetwarzana przemysłowo – zamiast niej można stosować sól himalajską lub celtycką (tę drugą jednak w mniejszych ilościach)

Strona internetowa Sue i Roberta: www.cancer-acts.com